środa, 24 sierpnia 2016

Drobna kradzież

Ponieważ nie każdy kto chciałby mieć dostęp do tych artykułów może je przeczytać ze względu choćby na to, że nie mieszka tam gdzie wydawane jest "Echo Turku". W związku z tym. Postanowiłem dokonać małej kradzieży intelektualnej zamieszczając na moim blogu skany kserówek artykułów pani Grażyny Piaseckiej zamieszczonych w "Echu Turku" z roku 2000. Myślę że świętej pamięci autorce nie będzie to przeszkadzało redakcji gazety również. Ich nie pytałem bo i tak by mnie olali. Teksty pani Piaseckiej chyba można zaliczyć do takich które już dawniej zostały udostępnione nie ma nigdzie że ktoś sobie zastrzega coś, więc nie widzę tu łamania prawa autorskiego. Oczywiście zawsze jestem gotów zdjąć to co zamieściłem.

czwartek, 28 kwietnia 2016

Niezwykła książka kucharska


Nie miałem zamiaru sięgać po tą historię ze względu na to że nie mam przyzwolenia rodziny osób o których mowa będzie dalej (nie chciało mi się zakłócać ich spokoju taką pierdołą). Jednak ostatnio źle się dzieje o czym mogą nie wiedzieć. Myślę o tym że na 1 marca jedyny tygodnik lokalny w powiecie turkowskim zamieścił artykuł pana czosnkolubnego który zawsze przedstawia historię z tego „innego” niż wszyscy punktu widzenia. Tym razem podobno sięgnęło się całemu Podziemiu. Potem mieliśmy felieton redaktora naczelnego (jak mi się wydaje) najstarszego portalu internetowego w powiecie. Popierający ten „inny” punkt widzenia. Stwierdził że „Groźny” nadal „dzieli” społeczność. Podzielił się przemyśleniami, ale nie pozwolił podyskutować pod artykułem. Cały ten temat go ogólnie nie interesuje i tak dalej. Zgoda może nie interesować temat. Jednak wspólna historia też łączy mieszkańców tak samo jak dożynki czy dni jakiejś miejscowości, które są na tym portalu szeroko opisywane. Natomiast kiedy przyjeżdża do Turku ktoś taki Leszek Żebrowski czy Kajetan Rajski spotyka ich tylko krytyka we wspomnianych lokalnych mediach. Zrobiłem wpis w którym zawarłem szersze spojrzenie na oddział „Groźnego” ale, że się zapędziłem w nim chodzi mi o tą samą tematykę z tego wpisu co teraz to go zdjąłem. Jak go poprawie to wróci. Stwierdziłem w końcu że trzeba "walnąć w stół" i stąd decyzja o tym wpisie.

Jeśli ktoś tu wpadnie coś przeczytać może się zdziwić co książka kucharska tu robi. Książka Jakuba Kuronia „Kuroniowie przy stole” ma w sobie bardzo cenne informacje dla ludzi którzy interesują się lokalną historią. Mianowicie potwierdza że rodzina Grażyny Kuroń wywodzi się z Tuliszkowa (dokładniej mówiąc troszkę obok). O czym starsi mieszkańcy może już zapomnieli a młodsi nie wiedzą. Ja się o tym dowiedziałem od ich rodziny. Guzik bym wiedział że ta książka jest gdybym nie pewna osoba. Uznałem że skoro książka została wydana w 2013 roku przeczytało ją wiele osób to czemu nie napisać o tym tutaj (z powodów o których pisałem na wyżej). Z tym że bez wskazywania dokładnych związków z oddziałem „Groźnego” bo te nie są bezpośrednio w niej omówione. Natomiast każdy się domyśli o co chodzi. Przynajmniej tak myślę no bo ewidentnie widać takie same nazwiska z listy członków oddziału w książce.

Postanowiłem zamieścić fragment tej książki na blogu, tylko najistotniejsze 1,5 strony żeby nie przeginać z prawem autorskim, ale też zachęcić do kupna i przeczytania. Jak chce ktoś więcej ciekawych informacji musi ją sobie wykombinować i przeczytać. Nie jest to zwykła książka kucharska. Solidna ciężka, dużo tam przepisów anegdot. Malutkim mankamentem jest to że na stronie którą zamieściłem ktoś nie zauważył błędu w nazwisku. Piszę o tym żeby znowu jakiś mądrala nie wyciągnął błędnych wniosków.

Ta książka jest ważna żeby zacząć budować na nowo lokalną tożsamość historyczną. Pokazuje, że z małego miasta wywodzi się znana rodzina mająca mocne związki że sporym oddziałem Drugiej Konspiracji. Że to nie jest tylko tak, że oddział „Groźnego” w Tuliszkowie zabił Żydówkę.

środa, 6 stycznia 2016

Спасибо вам большое за повышение статистику посетителей из Российской Федерации, но ничего конкретнго вы, глядя на меня, пожалуйста, прекратите это делать.

czwartek, 27 sierpnia 2015

Tadeusz Stachowiak żołnierz niezłomny żołnierz wyklęty- moja opinia

Z ciekawości książka tą przeczytałem w ciągu jednego dnia mimo że nie jestem sprinterem jeśli chodzi o czytanie. Nie było to jakieś mocno trudne ze względu na to, że nie jest to niestety książka obszerna. Niecałe 200 stron przeplatane zdjęciami i mapkami. W formacie powiedziałbym kieszonkowym zależy od tego kto jak szerokie kieszenie ma (u mnie się zmieściła bez problemu). Obszerność i format są jedynymi mankamentami i dodam że niewielkimi. Chciało by się żeby tych wspomnień było więcej dlatego to jest dla mnie mankament którego staram się nie widzieć ponieważ jakość tych wspomnień jest duża. Natomiast jeśli chodzi o format przeszkadza jedynie przy oglądaniu mapek. Po prostu są małe, a bardzo szczegółowe. I w odpowiednich miejscach (czytasz o akcji w ogródkach działkowych czy desancie na Placu Bankowym i zaraz obok masz mapkę sytuacyjną, super sprawa). Za to można tą książkę wszędzie ze sobą wziąć bo jest mała i poręczna mimo że ma sztywną oprawę. O ile zdejmiemy z niej najpierw obwolutę żeby jej nie poniszczyć bo jest całkiem ładna i było by jej szkoda.

Tak pięknie wydanej książki o tak przemyślanej pod każdym względem konstrukcji nie pamiętam. Nie zapomniano nawet o zakładce w formie sznurka (nie pamiętam kiedy ostatnio coś tak przydatnego widziałem). Szkoda że papier jest szary (niestety to już norma przyzwyczaiłem się). Za to nie jest szorstki i to mi się podoba bo przyjemniej się kartki przewraca. Być może dlatego, że jest tak ładnie wydana ta książka tyle kosztuje. Cena w tej chwili nie jest mała w stosunku do wielkości książki nad czym ubolewam (mogła być ciut niższa). Z drugiej strony wiem za co płacę. I rozumiem że nie jest to książka wydana w takim nakładzie żeby można było zmniejszyć cenę. Wizualnie od pierwszej karty po ostatnią ta książka bardzo mi się podoba.

Bardzo ładnie napisane wstęp i zakończenie przez córkę Tadeusza Stachowiaka panią Barbarę Lipską. Między nimi wspomnienia pisane ręką głównego bohatera. Pierwszą częścią książki jest życiorys. Potem część wspomnień od początku konspiracji do Powstania Warszawskiego potem okres Powstania. Okres po opuszczeniu terenu walk czyli od szpitala na drugim brzegu Wisły przez wszystkie etapy tułania się aż po więzienie. Oczywiście wszystko jest podzielone chronologicznie na rozdziały. Nie piszę streszczenia więc tylko w dużym skrócie opisałem zawartość. I na tym się kończy ta część. Zaczynają się pamiętniki pisane w więzieniu. Na końcu są 2 listy do niego. Tyle by było na temat zawartości.
Nie jestem polonistą oceniając jako czytelnik uważam, że Tadeusz Stachowiak spisał swoje wspomnienia jak ktoś zawodowo trudniący się pisaniem. W dzisiejszych czasach wielu słynnych ludzi ma parcie na pisanie swoich biografii ale niestety muszą to robić z pomocą dziennikarzy żeby jakoś te książki wyglądał. Tu nie, wszystko jest napisane bardzo ładnie wszelkie poprawki byłyby zbędne mimo że autor w więzieniu narzekał na swoje braki z języka polskiego. Jak widać nadrobił je i mimo upływu lat nadal potrafił dobrze pisać (chciałbym tak potrafić pisać). Mnie się sposób w jaki jest napisana ta książka bardzo podoba

Ponieważ blog jest poświęcony oddziałowi „Groźnego” tej części w końcu czas poświęcić uwagę. Niestety nikt kto interesuje się oddziałem „Groźnego”, a miał już w ręku stare wydania „Echa Turku” z wspomnieniami Tadeusza Stachowiaka nie dowie się niczego więcej. To samo jest tam i w książce. Możemy się tylko dowiedzieć już z pamiętników więziennych czemu pod Prażuchami został razem z rannym kolegą o relacjach z Aliną z domu Borucką. Wcześniej o szczegółach ucieczki z Lublina i przeprowadzce do Bydgoszczy. No i oczywiście z książki dowiedziałem się skąd wziął się plakat z procesu będący w posiadaniu jego rodziny do dziś (jeden z dwóch znanych). Czego nie dowiedziałem się od wnuka. Ale tego nie zdradzę jeśli miałoby to zmniejszyć sprzedawalność nakładu nawet o jedną książkę. Pozostał mi niedosyt w temacie oddziału „Groźnego”.

Szkoda też, że nie opisał co było dalej we Włoszech o swoim powrocie itd. Był to bardzo ciekawy i chyba najlżejszy wątek. Dla kogoś kto się zajmuje Powstaniem Warszawskim niewątpliwie ta książka, to gratka ze względu na dokładność opisu desantu na Placu Bankowym, działalności kurierów itp. Bardzo dokładnie bez upiększeń pokazywania siebie w lepszym świetle jak to w pamiętnikach bywa.
Dla zwykłego człowieka nie interesującego się żadnym z powyższych zagadnień ta książka też może być ciekawa. Mamy w niej obraz człowieka urodzonego przed wojną w rodzinie wojskowej gdzie wpajane mu są pewne wzorce potem w pamiętnikach z więzienia obserwujemy jak zrobiono mu wodę z mózgu. Przynajmniej ja tak to odbieram bo nagle człowiek który walczył o wolną Polskę. W czasie Powstania dowiedział już jaki jest komunizm. Potem doświadczył na własnej skórze jak przebiegały śledztwa prowadzone przez komunistów. Wstępuje bez namysłu do oddziału „Groźnego”. Zostaje skazany najpierw na śmierć potem na długoletnie więzienie. Stwierdza w niektórych momentach że to co robił po wojnie czyli walka w oddziale „Groźnego” było błędem. I wszyscy którzy walczą dalej z komunizmem popełniają błąd. Chce pracować dla Polski Ludowej bo tak było by lepiej pożyteczniej. Zwrot o 180 stopni w poglądach. Dla mnie nie jest to już do końca zrozumiałe czemu człowiek z tego pokolenia po takich przejściach zaczynał w pewnym momencie tak rozumować. Oczywiście to nie ja siedziałem w więzieniu więc nie wiem jak ono wpływa na umysł w młodym wieku. Szkoda że pamiętniki się urywają być można byłoby mi łatwiej zrozumieć taką postawę nie tylko autora wspomnień, ale wielu innych którzy też nagle zaczęli się wstydzić swojej przeszłości i nie przyczyniło się do tego więzienie. Po drugie jak w każdych wspomnieniach mamy obraz czasów które wspomina bohater widzianych jego oczami. Niestety autor skupił się tylko na kilku istotnych dla niego zdarzeniach mimo że na pewno miał co pisać. Zawarte w tych opisach spostrzeżenia i jego własne odczucia są bardzo interesujące.Znowu chyba napiszę szkoda że tak te wspomnienia są okrojone.
Nie wiem jak zakończyć mój nudny wywód na temat tej książki. Książka przynajmniej dobra. Mnie się ją czytało rewelacyjnie. Wszystko zwięźle na temat bez zbędnej gadaniny. Chociaż dobre gawędziarstwo też nie jest złe zależy tylko czy autor nie przesadził. Niestety mało było o tym co mnie interesowało w tym wszystkim najbardziej. Dobrze że Stachowiak przy spisywaniu wspomnień nie zapomniał o tym okresie, a rodzina umieściła to w książce.
Gratuluję wszystkim dzięki którym ta książka powstała i jest tak ładnie wydana. To był naprawdę dobry pomysł.
Takie małe porównanie wielkości. Standardowy rozmiar książki IPN i te wspomnienia.
Widok bez obwoluty.

niedziela, 23 sierpnia 2015

Wyprowadzam się

http://oddzialgroznego.weebly.com/ Powstała strona na razie poprawiam teksty. Może trochę logiczniej i bardziej po polsku będą napisane. Tutaj nawet nie pamiętam co gdzie i kiedy pisałem. Wiem że należałaby się lepsza strona zaawansowana technicznie z treścią niewyglądającą jak zamach na język polski. No ale jest i tyle i jest moja. 11 lat temu nie było nic w tym temacie oprócz strony pana Henryka Czarneckiego. Po iluś latach marzeń o własnej stronie dzięki kreatorowi weeby jest. Blogspot też jest fajny i interia. Ale to nie to. Blog trzeba prowadzić regularnie a nie ma na to materiału.

Plakat

Do piątku myślałem że jest tylko jeden plakat z procesu, który odbył się w kwietniu 1946 roku w Turku. Jakie było moje zdziwienie kiedy otworzyłem pocztę a tam list od wnuka por. Tadeusza Stachowiaka i ten link . Okazuje się że o drugą kopie należy go pytać i trochę zmienić wzmianki o tym plakacie w książkach. Jak już mowa o książkach poinformował mnie również że udało się wydać książkę o Tadeuszu Stachowiaku. Niezupełnie bez problemu udało mi się znaleźć księgarnię gdzie jeszcze mam nadzieje była.Głupio będzie jak nie uda mi się jej przeczytać bo się spóźniłem. Krótki opis

Chciałbym panu Tomaszowi serdecznie podziękować że zechciał się tym wszystkim podzielić. No i czekam na swoją książkę dopiero potem może coś napiszę.
Tak ładnie żarło i zdechło jak mawiali wstawiłem aktywne linki i jak zwykle wszystko ok niby a linków nie widać. Trudno dam pod spodem
https://drive.google.com/file/d/0B35kUBf8Xq3OYThPVmRFZHQtRzg/view
http://aros.pl/ksiazka/tadeusz-stachowiak-zolnierz-niezlomny-zolnierz-wyklety

środa, 26 marca 2014

Pierduleton

Ten mój pseudo felieton dotyczy problemu niededukowanej prowincji. Wiadomo na prowincji z edukacją słabo zwłaszcza na wisi i miasteczkach wiele małych szkółek z niedużą liczbą dzieci . W większym mieście podobnie mimo, że ma prawa miejskie to szanowne instytucje państwowe patrzą na szkolnictwo i ludzi w kategoriach drugorzędnych jeśli ma ono burmistrza a nie prezydenta. Nie wystarczy mieć szkoły średnie trzeba też mieć wielkość odpowiednią. Aby poprawić stan rzeczy i udowodnić że na prowincji też można kształcić dobrze i nowocześnie nie tylko w kierunku zawodowym, ale i nauk humanistycznych. Dyrekcje szkół dwoją się i troją żeby w Dniu Pamięci o Żołnierzach Wyklętych i okolicach tego święta nie zabrakło znamienitych gości. Najlepiej z IPN bo to podnosi prestiż danej szkoły. Wiadomo nikt więcej nie wie o lokalnej historii niż pan z doktoratem choćby ten doktorat był zrobiony np. nie wiem z powstania wielkopolskiego. Są oczywiście tacy którzy swoje doktoraty i całą pracę zawodową oparli na badaniu powojennej historii. Ci są pożądanymi i cennymi gośćmi dlatego ciągle zajęci. Jak do tej pory sami się tacy trafiali. W tym roku ktoś w IPN z Poznania uznał że prowincja nie zasługuje na nic dobrego. Ciemnogród nieznający własnej historii da się zaspokoić paroma opowiastkami o dzielnych żołnierzach z oddziału „Groźnego” i będą szczęśliwi.
Plan może i by się udał gdyby nie ten przeklęty Internet i te portale które z każdej ważnej imprezy zdają relację. Nawet mało wyrobiony w temacie czytelnik mógł w reportażu zauważyć że nagle z grupy kilkudziesięciu funkcjonariuszy UB, milicjantów, funkcjonariuszy NKWD. Powstała grupa 1300 osobowa. „Groźnemu” przybywa ludzi w obstawie bo w przyrodzie musi być równowaga skoro jednych autor prelekcji cudownie rozmnożył niczym mój adwersarz internetowy z który podważa wszystko co z „Groźnym” związane. On lubi jak widzę rozmnażać Żydów na papieże a pan doktor ubeków. Tym razem pierwszy i chyba ostatni raz zgodzę się z nim w kwestii poprawek które zrobił na forum pod artykułem ale tylko tam gdzie nie mnożył Żydów. Fantazja prelegenta z IPN godna Zagłoby rzekłbym. Dalej jest tylko lepiej liczby, liczby z tyłka wzięte niczym e. coli. Taki młody człowiek wyrasta potem na niededukowanego idiotę bez swojej wiedzy i zgody nawet jeśli chciał i uważał co chciano mu na zajęciach przekazać. Jak widać na załączonym obrazku są tacy którzy słuchali uważnie i potwierdzili ,że to nie piszący notkę jak kiedyś sugerował ktoś z czytelników pił wódkę zanim napisał artykuł dotyczący obchodów 1 marca tylko pan z doktor.
Lepiej było kilka dni wcześniej w muzeum, ale nie wiele. Ani jednym zdaniem nie czepię się doktora Sierchuły ponieważ znam jego prace. I tylko ten kto jego artykułów na oczy nie widział powie że był nieprzygotowany pokaz był po łebkach. Pokaz był inny łatwiejszy w odbiorze niż jego „nudne”, czasami ciężkie w odbiorze artykuły. Temat był niesamowicie ciężki mimo to przeszedł przez niego jak profesjonalista sprawnie o punktualnie bez zbędnego gadania. Być może to zasługa tego że takich wykładów daje kilkanaście może kilkadziesiąt w roku.
Natomiast klątwa prowincji objawiła się w postaci wysłania wprost z Poznania doktora Kucharskiego. Nie twierdzę że był zupełnie nieprzygotowany. Nie znał tematu zupełnie. Coś tam wiedział. To kumaty człowiek znający historię Wielkopolski. Tylko akurat nie specjalizujący się w temacie oddziału „Groźnego” co było widać mimo tego że dość sprawnie poradził sobie z wieloma rzeczami. Czy jest sens wysyłać w teren takich ludzi jak on? Podejść do tematu w IPN zapewne było takie skoro nikt nie chce jechać do tego 30 tyś. wypizdowia z pięknego bogatego Poznania to wyślemy naszego „Bonda”Kucharskiego on załatwi sprawę na prowincji ci ludzie mało wiedzę więc i tak nie zauważą że coś jest nie tak.
Tymczasem ta prowincja i dalsza prowincja z poza powiatu chce wiedzieć więcej, znacznie więcej. Wiedzieć więcej chcą zwłaszcza rodziny żołnierzy jak i ofiar oddziału. Pierwsi chcą wiedzieć co myśleć o swoich bliskich gdy czytają o egzekucjach. Wielu z nich wycierpiało wiele, tak wiele że dziś chcą tylko poprawki w tekście i milkną kiedy próbuje się do nich dotrzeć. Drudzy pytają się czemu ich krewni zginęli. Pytany o to wszystko nie umiem odpowiedzieć nie mogąc mieć dostępu do akt. Szukałem więc odpowiedzi w takim miejscu jak muzeum i wyszedłem z dużym niedosytem. Moje prywatne zdanie jest takie, że IPN przypomina sobie o czymś kiedy ktoś chce zdobyć tytuł doktora po odpowiedniej liczbie publikacji sprawa zostaje zamknięta, a dociekliwi odsyłani do pionu śledczego.
Jakiś czas temu bodajże burmistrz Turku pan Czapla apelował żeby nie pisać o Turku jako mieście emerytów bez perspektyw, bo czytające to agencje zajmujące się znajdowaniem dobrych miejsc pod nowe inwestycje mogą się wystraszyć. Jak na razie Turek i okolice są traktowane jako głęboka nie rokująca poprawy prowincja przez IPN. Skoro wysyła się ludzi z łapanki byle by miał „dr” przed nazwiskiem. Gorzej jak w ślady IPN pójdą inne instytucje które miały podnieść wiedzę uczniów i okolicznej ludności.
Smuci mnie fakt że po tylu latach podczas których zbierałem różne książki kserowałem artykuły, aby inni mogli wygodnie w fotelu przeczytać trochę faktów nadal ludzie nie napiszą pod artykułami takimi jak tamten „to jest bzdura”. Setki razy. Nie zaprotestują przeciwko olewaniu ich przez IPN. Testowaniu ich wiedzy, inteligencji i cierpliwości. Zamiast tego szarpią się zmieniając tok dyskusji pod artykułem doprowadzając każdorazowo do zamknięcia możliwości komentowania co za tym idzie zabroniono pokazania gdzie popełniono błędy w tekście cóż kogo portal ten decyduje. Natomiast pan doktor chyba tak mocno się zbłaźnił że Seńko (dyrektor ZST) widząc co się stało nie kazał puścić na stronie szkoły tej relacji. To samo zrobił konkurencyjny portal. Cóż wygląda na to że temat Żołnierzy Wyklętych jest w turkowskim internecie nadal, nie tyle wyklęty co przeklęty skoro tak się dzieje.

W tym peirduletoni (do felietonu to temu lata świetne brakują) autor zawarł subiektywne odczucia po konferencji w muzeum oraz przeczytaniu sprawozdania z odczytu w ZST w Turku. Wszystkich urażonych mam gdzieś.
Zrzuty ekranu z portalu turek.net.pl